Wielkie, czerwone słońce
wychyliło się zza horyzontu, nadając niebu odcień głębokiego szkarłatu. Budził
się nowy dzień, który zapowiadał się na naprawdę cudowny.
Nie można było
jednak oprzeć się wrażeniu, że powietrzu wisi jakieś napięcie.
Zwierzęta
zmierzały do jednego punktu – Lwiej Skały. Zawsze roztaczała wokół siebie
dziwny respekt, pewnie dlatego, że była siedzibą lwów, które władały sawanną.
Jednakże król zwoływał wszystkich tylko gdy rodziło się kolejne dziecko z
rodziny królewskiej… O co mogło chodzić tym razem?
Jedno było
pewne: wydarzyło się albo coś niesamowicie dobrego, albo bardzo, bardzo złego.
Na skraju Skały
stał Mohatu – potężny lew, król sawanny. Uśmiechał się, ale jego wyraz twarzy
był raczej tajemniczy i nieodgadniony. Długa, ciemnoruda grzywa, która okalała
jego głowę powiewała na lekkim wietrze.
Uru stała wraz
z Zuzu przy wejściu do groty, tak, by nikt ich na razie nie widział. Zuzu była
dzioborożcem z pięknym, różowym upierzeniem i bystrymi, dużymi oczami. Pełniła
funkcję majordomusa już od czasów, gdy ojciec Uru był dzieckiem. Lwiczka bardzo
ją lubiła, ponieważ Zuzu zawsze starała się poświęcać jej choć trochę swojego
cennego czasu. Była dla niej jak prawdziwy członek rodziny.
- Już prawie czas – szepnęła majordomus,
obserwując zgromadzenie. – Powodzenia, moja mała księżniczko – I niestety
odleciała, by dalej wypełniać swoje obowiązki.
Uru uśmiechnęła
się do niej na pożegnanie. Od zawsze zwracała się do niej „moja mała
księżniczko” i lwiczka wątpiła, czy zmieni się to nawet, gdy dorośnie. Wróciła więc do oglądania ceremonii samotnie.
- Witam
wszystkich tu zebranych! - zaczął
donośnym głosem Mohatu. – Przygotowywałem się do tej chwili przez ostatnie
cztery miesiące. Dzisiaj wszyscy już jesteśmy gotowi. Zapewne zastanawiacie
się, o co chodzi, więc nie przedłużając… Dziś nadszedł dzień, w którym złączą
się dwa odwiecznie rywalizujące ze sobą stada.
Rozległy się
zdumione okrzyki. Nikt nie mógł uwierzyć, że spór, który trwał od kilkunastu
lat, zakończy się w niecałe cztery miesiące.
- W
porozumieniu z Karmą, przywódczynią stada – Tu skinął głową w jej stronę, a ona
dygnęła lekko – ustaliliśmy kompromis. Wymienię zatem zmiany, które już dziś
wejdą w życie.
Urwał i zaczął
znowu po krótkiej pauzie:
- Po pierwsze i
chyba najważniejsze, hieny. Zamieszkają one na Cmentarzysku Słoni, lecz będą
miały wstęp na Lwią Ziemię. Zniesiona zostanie kara śmierci za polowanie na
naszych terenach, niemniej jednak proszę, by robiły to z rozsądkiem. – Tu zwrócił wzrok na
hieny, które siedziały w zbitej kupce na uboczu. Zachichotały w typowy dla nich
sposób na znak, że przyjmują jego warunki.
- Po drugie,
ziemia wygnańców zostaje przyłączona do Lwiej Ziemi. Kłoda między dwoma
brzegami rzeki będzie służyć nam jako most. Po trzecie, Karma oficjalnie
zostaje moją doradczynią i będę konsultował się z nią w każdej sprawie i
decyzji, którą będę musiał podjąć.
Przez zwierzęta
przeszedł pomruk zadowolenia. Najwyraźniej podobały im się te zmiany, choć Uru
i tak oczekiwała na tę ostatnią, najważniejszą dla niej.
Jej ojciec
wymieniał jeszcze wiele nowych rzeczy; takich jak lekcje polowania, jak to, że
prawo do tronu ma tylko pierworodny syn, takich jak to, że nie można chodzić w
niektóre miejsca, bo jest tam bardzo niebezpiecznie, no i wspomniał też o tym,
że będzie starał się pomagać wszystkim zwierzętom na Lwiej Ziemi, gdy będą
potrzebowały jego pomocy.
Wszyscy wyraźnie się cieszyli, a stado
wygnańców, które również zaproszone było na uroczystość, było bardzo zadowolone.
Chyba faktycznie nareszcie znalazł się sposób, by w końcu zapanowała zgoda.
- Na przypieczętowanie naszego przymierza –
kontynuował Mohatu, próbując przekrzyczeć ogólną wrzawę – zawarte zostanie
małżeństwo. Z wielką radością zapowiadam, że moja córka, księżniczka Uru zwiąże się z Ahadim, synem
Karmy i Isaki!
Zwierzęta na
chwilę zaniemówiły, ale zaraz zaczęły głośno wiwatować. Wśród całej wrzawy dało
się jednak usłyszeć zdziwione szepty:
- Uru? Z tym
wyrzutkiem?
- Nasza księżniczka!
- To okrutne
skazywać tą lwiczkę na kogoś takiego…
W tym samym
czasie Karma z Uru i Ahadim po bokach, kroczyła ku Mohatu. Uru była bardzo
zdenerwowana, ale starła się tego nie okazywać. Wychyliła się lekko zza lwicy i
uśmiechnęła się krzepiąco do swojego narzeczonego, lecz ten patrzył prosto
przed siebie, a wzrok miał surowy. Nie wiedząc, czy najzwyczajniej jej nie
dostrzegł, czy ją zignorował, odwróciła wzrok nieco zrezygnowana.
Pamiętała, gdy
przed ceremonią po raz pierwszy go zobaczyła.
Przechadzała
się, rozmawiając z Zuzu o dzisiejszym dniu. Zwierzęta jeszcze się nie zebrały,
więc miały trochę czasu dla siebie. Majordomus mówiła jej właśnie jak bardzo
pragnie, by wszystko było dopięte na ostatni guzik, bo nie chce, by jej praca
poszła na marne.
I wtedy jakiś
przypadek, nieznana siła, pokierowała nią tak, że spojrzała w bok.
W cieniu
niewielkiego drzewa siedziała Karma, rozmawiając z nim. Z raczej wychudłym, ale
umięśnionym lwem, nieco starszym od niej. Wyglądał… strasznie. Strasznie, ale
zarazem było w nim coś takiego, czego Uru nie umiała nazwać. Wysunięte pazury,
złocista sierść, zaczątki grzywy czarnej jak heban… Najbardziej przerażająca
była chyba jego twarz. Nie uśmiechał się, był bardziej znudzony, jakby nie
interesował go nikt i nic. Pod grubymi, krzaczastymi brwiami kryły się zielone
oczy, otoczone ciemnymi obwódkami.
Nagle on też na
nią spojrzał. Towarzyszyło temu uczucie, którego Uru była pewna, że nigdy nie zapomni.
Przeszył ją na wylot – mordercze spojrzenie odziedziczył z pewnością po matce –
i skrzywił się, jakby właśnie skosztował nieświeżej zwierzyny. Nie zatrzymał na
niej wzroku, po prostu odwrócił głowę i wrócił do rozmowy z matką jak gdyby
nigdy nic.
Szła dalej za
Zuzu, ale też prędko oderwała od niego wzrok i nie chciała więcej patrzeć w
jego stronę. Nie była pewna, czy ją polubił. Nie widział jej nigdy wcześniej, a
tak się zachowywał… Przeszły przez nią ciarki. On ma zostać jej mężem? W tej
chwili wydawało jej się to niemożliwe, ale jednak… nie, na pewno jeszcze
wszystko się ułoży. W końcu nigdy wcześniej się nie widzieli ani nie
rozmawiali, więc może jest zupełnie inny niż się wydaje.
Teraz jednak
znowu dopadły ją wątpliwości, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Dotarli już
na skraj Skały i stała między Karmą a jej ojcem, czując na sobie wzrok tysiąca
zwierząt.
„Wdech, uśmiech, i jedziemy”, pomyślała.
Uśmiechnęła się
więc od ucha do ucha, skupiając się na tym, że oba stada wreszcie się
pogodziły, a ona mogła w tym pomóc.
- Dziękujemy
wszystkim tutaj zgromadzonym – powiedziała Karma. – Mamy nadzieję, że od
dzisiejszego dnia wszyscy będziemy żyli ze sobą w zgodzie.
- Jestem
przekonany, że właśnie jesteśmy świadkami nowej ery – zawtórował jej Mohatu. –
I myślę, że zmiany, które dzisiaj zaprowadziliśmy będą zmianami na lepsze!
Znowu rozległy
się wiwaty, a ceremonia dobiegła końca.
Słońce wzeszło już wysoko, ogrzewając równinę, na którą rozchodziły się
zwierzęta.
Król uśmiechnął
się do Uru, a ta rozpromieniła się. Pierwszy raz od wielu lat widziała go tak
szczęśliwego.
Sądzę, że Uru nie będzie miała łatwego życia z Ahadim. Co do połączennia stad również sądzę, że nie będzie aż tak kolorowo, byłoby to zbyt piękne by prawdziwe. Ale mam nadzieję, że jakoś tam ze sobą wytrzymają bo lubię parkę: AhadixUru.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Oj, łatwo na pewno nie będzie, już ja się o to postaram... :D
UsuńJa coś czuję, że ta zgoda między stadami może długo nie potrwać, ale kto wie? Hieny na pewno coś na starcie odwalą, jestem tego niemalże pewny. One nigdy nie trzymają się zasad :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że w taki sposób przedstawiasz początkowe relacje Uru z Ahadim. Musi być w tym wszystkim jakaś przeszkoda do pełnego szczęścia.
Hieny jak to hieny, trochę namieszają, ale to potem. Na razie nie chcę nic zdradzać. :D
UsuńCoś czuję, że Uru i Ahadi nie stanowią najlepszej pary pod słońcem :). Ciekawe dlaczego Ahadi zachowuje się jak obrażony nastolatek (którym w sumie jest), powinien rozumieć, że robi to dla dobra obu stad. Pokój na pewno nie potrwa długo, ciekawa jestem tylko, kto go zerwie - Ahadi, hieny czy ktoś inny?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział :)
Z Ahadim to bardziej skomplikowana sprawa, ale wszystko się powoli będzie wyjaśniać. Co do pokoju między stadami to też tak łatwo nie pójdzie, ale jak mówiłam wyżej - na razie nie chcę nic ujawniać.
UsuńRównież pozdrawiam i na pewno wpadnę, gdy tylko będę miała chwilkę czasu. :D