poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 4

     *music*


     Wielkie, czerwone słońce wychyliło się zza horyzontu, nadając niebu odcień głębokiego szkarłatu. Budził się nowy dzień, który zapowiadał się na naprawdę cudowny.
       Nie można było jednak oprzeć się wrażeniu, że powietrzu wisi jakieś napięcie.
       Zwierzęta zmierzały do jednego punktu – Lwiej Skały. Zawsze roztaczała wokół siebie dziwny respekt, pewnie dlatego, że była siedzibą lwów, które władały sawanną. Jednakże król zwoływał wszystkich tylko gdy rodziło się kolejne dziecko z rodziny królewskiej… O co mogło chodzić tym razem?
       Jedno było pewne: wydarzyło się albo coś niesamowicie dobrego, albo bardzo, bardzo złego.
       Na skraju Skały stał Mohatu – potężny lew, król sawanny. Uśmiechał się, ale jego wyraz twarzy był raczej tajemniczy i nieodgadniony. Długa, ciemnoruda grzywa, która okalała jego głowę powiewała na lekkim wietrze.
       Uru stała wraz z Zuzu przy wejściu do groty, tak, by nikt ich na razie nie widział. Zuzu była dzioborożcem z pięknym, różowym upierzeniem i bystrymi, dużymi oczami. Pełniła funkcję majordomusa już od czasów, gdy ojciec Uru był dzieckiem. Lwiczka bardzo ją lubiła, ponieważ Zuzu zawsze starała się poświęcać jej choć trochę swojego cennego czasu. Była dla niej jak prawdziwy członek rodziny.
       - Już prawie czas – szepnęła majordomus, obserwując zgromadzenie. – Powodzenia, moja mała księżniczko – I niestety odleciała, by dalej wypełniać swoje obowiązki.
     Uru uśmiechnęła się do niej na pożegnanie. Od zawsze zwracała się do niej „moja mała księżniczko” i lwiczka wątpiła, czy zmieni się to nawet, gdy dorośnie.  Wróciła więc do oglądania ceremonii samotnie.
      - Witam wszystkich tu zebranych!  - zaczął donośnym głosem Mohatu. – Przygotowywałem się do tej chwili przez ostatnie cztery miesiące. Dzisiaj wszyscy już jesteśmy gotowi. Zapewne zastanawiacie się, o co chodzi, więc nie przedłużając… Dziś nadszedł dzień, w którym złączą się dwa odwiecznie rywalizujące ze sobą stada.
       Rozległy się zdumione okrzyki. Nikt nie mógł uwierzyć, że spór, który trwał od kilkunastu lat, zakończy się w niecałe cztery miesiące.
      - W porozumieniu z Karmą, przywódczynią stada – Tu skinął głową w jej stronę, a ona dygnęła lekko – ustaliliśmy kompromis. Wymienię zatem zmiany, które już dziś wejdą w życie.
      Urwał i zaczął znowu po krótkiej pauzie:
     - Po pierwsze i chyba najważniejsze, hieny. Zamieszkają one na Cmentarzysku Słoni, lecz będą miały wstęp na Lwią Ziemię. Zniesiona zostanie kara śmierci za polowanie na naszych terenach, niemniej jednak proszę, by  robiły to z rozsądkiem. – Tu zwrócił wzrok na hieny, które siedziały w zbitej kupce na uboczu. Zachichotały w typowy dla nich sposób na znak, że przyjmują jego warunki.
      - Po drugie, ziemia wygnańców zostaje przyłączona do Lwiej Ziemi. Kłoda między dwoma brzegami rzeki będzie służyć nam jako most. Po trzecie, Karma oficjalnie zostaje moją doradczynią i będę konsultował się z nią w każdej sprawie i decyzji, którą będę musiał podjąć.
      Przez zwierzęta przeszedł pomruk zadowolenia. Najwyraźniej podobały im się te zmiany, choć Uru i tak oczekiwała na tę ostatnią, najważniejszą dla niej.
      Jej ojciec wymieniał jeszcze wiele nowych rzeczy; takich jak lekcje polowania, jak to, że prawo do tronu ma tylko pierworodny syn, takich jak to, że nie można chodzić w niektóre miejsca, bo jest tam bardzo niebezpiecznie, no i wspomniał też o tym, że będzie starał się pomagać wszystkim zwierzętom na Lwiej Ziemi, gdy będą potrzebowały jego pomocy.
       Wszyscy wyraźnie się cieszyli, a stado wygnańców, które również zaproszone było na uroczystość, było bardzo zadowolone. Chyba faktycznie nareszcie znalazł się sposób, by w końcu zapanowała zgoda.
        - Na przypieczętowanie naszego przymierza – kontynuował Mohatu, próbując przekrzyczeć ogólną wrzawę – zawarte zostanie małżeństwo. Z wielką radością zapowiadam, że moja córka,  księżniczka Uru zwiąże się z Ahadim, synem Karmy i Isaki!
       Zwierzęta na chwilę zaniemówiły, ale zaraz zaczęły głośno wiwatować. Wśród całej wrzawy dało się jednak usłyszeć zdziwione szepty:
      - Uru? Z tym wyrzutkiem?
      - Nasza księżniczka!
      - To okrutne skazywać tą lwiczkę na kogoś takiego…
      W tym samym czasie Karma z Uru i Ahadim po bokach, kroczyła ku Mohatu. Uru była bardzo zdenerwowana, ale starła się tego nie okazywać. Wychyliła się lekko zza lwicy i uśmiechnęła się krzepiąco do swojego narzeczonego, lecz ten patrzył prosto przed siebie, a wzrok miał surowy. Nie wiedząc, czy najzwyczajniej jej nie dostrzegł, czy ją zignorował, odwróciła wzrok nieco zrezygnowana.
      Pamiętała, gdy przed ceremonią po raz pierwszy go zobaczyła.
      Przechadzała się, rozmawiając z Zuzu o dzisiejszym dniu. Zwierzęta jeszcze się nie zebrały, więc miały trochę czasu dla siebie. Majordomus mówiła jej właśnie jak bardzo pragnie, by wszystko było dopięte na ostatni guzik, bo nie chce, by jej praca poszła na marne.
     I wtedy jakiś przypadek, nieznana siła, pokierowała nią tak, że spojrzała w bok.
      W cieniu niewielkiego drzewa siedziała Karma, rozmawiając z nim. Z raczej wychudłym, ale umięśnionym lwem, nieco starszym od niej. Wyglądał… strasznie. Strasznie, ale zarazem było w nim coś takiego, czego Uru nie umiała nazwać. Wysunięte pazury, złocista sierść, zaczątki grzywy czarnej jak heban… Najbardziej przerażająca była chyba jego twarz. Nie uśmiechał się, był bardziej znudzony, jakby nie interesował go nikt i nic. Pod grubymi, krzaczastymi brwiami kryły się zielone oczy, otoczone ciemnymi obwódkami.
     Nagle on też na nią spojrzał. Towarzyszyło temu uczucie, którego Uru była pewna, że nigdy nie zapomni. Przeszył ją na wylot – mordercze spojrzenie odziedziczył z pewnością po matce – i skrzywił się, jakby właśnie skosztował nieświeżej zwierzyny. Nie zatrzymał na niej wzroku, po prostu odwrócił głowę i wrócił do rozmowy z matką jak gdyby nigdy nic.
      Szła dalej za Zuzu, ale też prędko oderwała od niego wzrok i nie chciała więcej patrzeć w jego stronę. Nie była pewna, czy ją polubił. Nie widział jej nigdy wcześniej, a tak się zachowywał… Przeszły przez nią ciarki. On ma zostać jej mężem? W tej chwili wydawało jej się to niemożliwe, ale jednak… nie, na pewno jeszcze wszystko się ułoży. W końcu nigdy wcześniej się nie widzieli ani nie rozmawiali, więc może jest zupełnie inny niż się wydaje.
      Teraz jednak znowu dopadły ją wątpliwości, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Dotarli już na skraj Skały i stała między Karmą a jej ojcem, czując na sobie wzrok tysiąca zwierząt.
      „Wdech, uśmiech, i jedziemy”, pomyślała.
      Uśmiechnęła się więc od ucha do ucha, skupiając się na tym, że oba stada wreszcie się pogodziły, a ona mogła w tym pomóc.
      - Dziękujemy wszystkim tutaj zgromadzonym – powiedziała Karma. – Mamy nadzieję, że od dzisiejszego dnia wszyscy będziemy żyli ze sobą w zgodzie.
      - Jestem przekonany, że właśnie jesteśmy świadkami nowej ery – zawtórował jej Mohatu. – I myślę, że zmiany, które dzisiaj zaprowadziliśmy będą zmianami na lepsze!
     Znowu rozległy się wiwaty, a ceremonia dobiegła końca.  Słońce wzeszło już wysoko, ogrzewając równinę, na którą rozchodziły się zwierzęta.
     Król uśmiechnął się do Uru, a ta rozpromieniła się. Pierwszy raz od wielu lat widziała go tak szczęśliwego. 

6 komentarzy:

  1. Sądzę, że Uru nie będzie miała łatwego życia z Ahadim. Co do połączennia stad również sądzę, że nie będzie aż tak kolorowo, byłoby to zbyt piękne by prawdziwe. Ale mam nadzieję, że jakoś tam ze sobą wytrzymają bo lubię parkę: AhadixUru.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, łatwo na pewno nie będzie, już ja się o to postaram... :D

      Usuń
  2. Ja coś czuję, że ta zgoda między stadami może długo nie potrwać, ale kto wie? Hieny na pewno coś na starcie odwalą, jestem tego niemalże pewny. One nigdy nie trzymają się zasad :D

    Podoba mi się to, że w taki sposób przedstawiasz początkowe relacje Uru z Ahadim. Musi być w tym wszystkim jakaś przeszkoda do pełnego szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hieny jak to hieny, trochę namieszają, ale to potem. Na razie nie chcę nic zdradzać. :D

      Usuń
  3. Coś czuję, że Uru i Ahadi nie stanowią najlepszej pary pod słońcem :). Ciekawe dlaczego Ahadi zachowuje się jak obrażony nastolatek (którym w sumie jest), powinien rozumieć, że robi to dla dobra obu stad. Pokój na pewno nie potrwa długo, ciekawa jestem tylko, kto go zerwie - Ahadi, hieny czy ktoś inny?
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Ahadim to bardziej skomplikowana sprawa, ale wszystko się powoli będzie wyjaśniać. Co do pokoju między stadami to też tak łatwo nie pójdzie, ale jak mówiłam wyżej - na razie nie chcę nic ujawniać.
      Również pozdrawiam i na pewno wpadnę, gdy tylko będę miała chwilkę czasu. :D

      Usuń

Obserwatorzy

Kto jest Twoją ulubioną postacią?