piątek, 4 marca 2016

Rozdział 1


Rozdział dedykuję Aleksandrowi,
Przyjacielowi,
Który mimo wszystko we mnie wierzył.


      Zapowiadał się kolejny zwykły dzień.
      W blasku wschodzącego słońca Lwia Skała zapierała dech w piersiach jeszcze bardziej niż zwykle. Ogromna i potężna, stała pośrodku wielkiej równiny, na której powoli budziło się życie.
      Poranek był nieco chłodny, ale rześki i jasny. Słońce wychylało się nieśmiało zza horyzontu, tworząc na niebie piękną kompozycję kolorów – od fioletu, poprzez delikatny róż i pomarańcz, aż po krwistoczerwony.
      Z jaskini wyłonił się powoli lew. Miał on jasnobrązową sierść i gęstą, rudą grzywę, a jego czerwone oczy zdradzały wielką mądrość i inteligencję, jednak spojrzenie jegomościa wydawało się nieco srogie. Był poważny, kroczył powoli, lecz pewnie. Wszystko wskazywało na to, że miał klasę i budził szacunek.
      - Dziękuję, że zgodziłeś się dziś ze mną pobawić! – rozległ się dziecięcy głos za nim.
      Lew odwrócił się z lekkim uśmiechem. Biegła ku niemu lwiczka tak malutka, że mógłby zdeptać ją swoją wielką łapą. Była tak kochana, tak niewinna.
      Pędził ku niemu jego skarb. Uru.
      - Wiesz, że zawsze staram się poświęcać ci jak najwięcej czasu – powiedział. Jego głos był donośny i głęboki.
      - Wiem – odparła Uru. – dlatego ci dziękuję.
      Wyszczerzyła do niego swoje nieskazitelnie białe zęby. Nie mógł wytrzymać i także się rozpromienił. Ironia losu – Mohatu, wielki władca Lwiej Ziemi i pan Lwiej Skały, wręcz emanujący stoickim spokojem i budzący strach wśród nieprzyjaciół, wymiękał przy swojej małej córce.
     - Więc gdzie chcesz dzisiaj iść? – zapytał.
     - Och, no nie wiem… może ty mnie gdzieś zaprowadzisz? Albo nie, mam pomysł! Ostatnio przy wodopoju widziałam takie piękne kwiaty! Ciekawe, czy nadal tam są…
      -  A więc chodźmy na poszukiwanie kwiatów. Może zdążymy wrócić przed obiadem – rzekł Mohatu, patrząc na księżniczkę. Ona sama miała coś z delikatnego kwiatka. Brązowa sierść, błyszczące, czerwone oczy… ale nie chodziło wcale o wygląd. Posiadała w sobie czystą, bezinteresowną dobroć, pogodę ducha. Już od małego potrafiła okazywać serce każdej żywej istocie.
      „Taka sama jak jej matka”, przeleciało Mohatu przez głowę i od razu nawiedziły go bolesne wspomnienia.
     Matka Uru zmarła przy porodzie. Sytuacja w pewnym momencie stała się tak rozpaczliwa, że nawet szaman nie potrafił udzielić im pomocy. Była niezwykłą lwicą i walczyła do końca. Żałował, że ich córka nigdy nie mogła jej poznać. Uru całe dnie spędzała samotnie, ponieważ na Lwiej Skale nie urodziło się żadne inne lwiątko. Owszem, zostały także lwice z ich stada, ale przecież różnica wieku miała tu ogromne znaczenie. Mohatu starał się poświęcać jej jak najwięcej czasu, ale ciężko mu było pogodzić rolę ojca z licznymi obowiązkami króla.
      Nagle zdał sobie sprawę, że posmutniał, więc zwrócił się do Uru:
      - Kto pierwszy przy wodopoju?
      Uśmiechnęła się wyzywająco i podskoczyła, gotowa do biegu.
      - Przegrasz! – I pognała przez sawannę.
      Mohatu uśmiechnął się pod nosem
     - Jesteś pewna? – zawołał, wyprzedzając ją.
       Biegli ile sił w kierunku sadzawki. Słońce wspinało się coraz wyżej i wyżej, oświetlając zieloną równinę. Zwierzęta umykały im z drogi; ptaki wzbijały się w powietrze, gdy tylko się zbliżali, antylopy odskakiwały daleko, a zebry galopowały prędko, wypłoszone ich donośnym śmiechem.
    - Pierwsza! – zawołała Uru, gdy byli już nad lśniącą taflą wody.
    - Chyba śnisz! – Mohatu poczochrał córkę po głowie, śmiejąc się.
    - No dobra, dobra, dobra! Było równo – powiedziała z lekką niechęcią i nieśmiałym uśmiechem, a lew przestał.
      Podeszli do wody i zaczęli pić. Słońce już prawie górowało, więc zrobiło się gorąco, jednak lekki, chłodny wiatr, który wiał raz po raz pozwolił im zapomnieć o upale.
      - Poszukajmy tych kwiatów – zwrócił się król do córki. – Nazwiemy je kwiatami Uru, na cześć ich odkrywcy – zażartował.
      - Nazwiemy je kwiatami Uru i Mohatu, bo to będą nasze wspólne kwiaty –postanowiła. - Chyba były po drugiej stronie… - Wytężyła wzrok i wyciągnęła szyję.
      Ruszyli zatem naokoło wodopoju. Mohatu pozwolił lwiczce gonić beztrosko za motylami, a sam rozglądał się po swoim królestwie. Było niewątpliwie piękne. Wszystko w nim żyło w harmonii, złączone odwiecznym, wielkim Kręgiem Życia. Spokój i cisza, tylko odgłosy przyrody. Uwielbiał się w nie wsłuchiwać.
      - Tato, patrz! – Z zamyślenia wyrwał go głos córki. – Ale wielki odcisk łapoy!
      Lew zmarszczył brwi. Szybkim krokiem podszedł bliżej i pochylił się
      Na ziemi widniał świeży odcisk łapy. Był ogromny, niemal tak duży jak łapa Mohatu. Król był pewien – nie należał do lwa.
      - Uru – zaczął poważnie, prostując się – wracaj na  Lwią Skałę. Tu może być niebezpiecznie. Uważaj na siebie, w razie wypadku biegnij i gdzieś się schowaj.
      - Co się dzieje, tato? – zapytała przestraszona.
      - Idź. Porozmawiamy kiedy wrócę.
     Skoczył do przodu, pozostawiając Uru za sobą. Miał wyrzuty sumienia, że znowu musiał ją opuścić i to w takim momencie, ale im szybciej rozprawi się z intruzem, tym lepiej, i co ważniejsze – bezpieczniej.
      Gdy tylko zobaczył ten odcisk, wiedział już z kim ma do czynienia.
      Hieny od zawsze były nieproszonymi gośćmi Lwiej Ziemi. Były za to pasożytami, gatunkiem, który musiał wyginąć. Wiedział, że lwy nie zaznają spokoju, póki żyją te bestie. Intruz musi ponieść karę za wtargnięcie do jego królestwa.
      Wytropienie tego zwierzęcia nie sprawiało trudności. Wystarczyło po prostu iść za śladami zniszczeń i podążać w miejsce, z którego ucieka wszelka zwierzyna. Hieny nie grzeszą rozsądkiem i zawsze pozostawiają po sobie ślady, takie jak ten przy wodopoju.
      Przebierał łapami z całych sił. Mijał znajome miejsca, przeszukiwał sawannę wzrokiem, lecz z tą prędkością wszystko rozmywało się w różnokolorowe plamy.
      „Szybciej, szybciej…”
      I nagle zobaczył swoją ofiarę. Szkodnik siedział w cieniu niedużego drzewa, drapiąc się za uchem. Na jego twarzy gościł bezczelny uśmieszek, co jeszcze bardziej go rozdrażniło.
     Wściekły  Mohatu skoczył, zagradzając mu drogę ucieczki, a ów osobnik zerwał się i zawarczał złowrogo.
      - Hieny nie mają wstępu na Lwią Ziemię – zagrzmiał król. Czuł, jakby coś się w nim gotowało. Nienawidził, gdy ktoś łamał jego zasady. – Wiesz, co muszę teraz zrobić.
      - Proszę, proszę, kogo widzę. Czcigodny król, któremu zaraz pęknie żyłka. Zobaczymy, czy naprawdę jesteś taki mocny, za jakiego się uważasz, Mohatu – warknęła hiena. – Władca sawanny i jego święte prawo, tfu! – Splunął z pogardą na ziemię.
      Lew ryknął z wściekłości, gotowy do ataku. Potężnie zbudowana hiena także przyjęła pozycję bojową. Już mieli się na siebie rzucić, gdy nagle Mohatu odepchnęła jakaś inna siła.
       Wtedy wszystko wydarzyło się bardzo szybko: hiena parsknęła lekceważącym śmiechem i uciekła, a on stracił ją z oczu. Wyrwał się spod ciężaru, który go więził, a potem uświadomił sobie, że otoczyły go cztery lwice.
      „Jeszcze tego brakowało”, pomyślał.
      - Nie jesteście mile widziane w tych  częściach Lwiej Ziemi – rzekł najchłodniejszym tonem, na jaki było go stać.
      - Ty też nie będziesz tu mile widziany, gdy wszyscy dowiedzą się, że jesteś mordercą – syknęła jadowicie jedna z nich.
      - Pilnowanie porządku i bezpieczeństwa nie jest morderstwem.  Zakłóciłyście wymierzanie kary zwierzęciu, które złamało prawo.
      - Ale zabójstwo niewinnych już zalicza się do zbrodni! – zawołała kolejna.
      - Oni nie są niewinni – odpowiedział dobitnie Mohatu. – Są na mojej ziemi, znają zasady, a mimo to zapuszczają się tu. Tak samo jak wy.
      Kilka lwic zaryczało ze złości. Napięcie rosło i robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie. Obie strony mierzyły się wzrokiem i powarkiwały.
      - Wynoście się stąd – szepnął złowieszczo lew. Ostatnie, na co miał dziś ochotę to spotkanie z nimi. – Nie chcę rozlewu krwi.
      - Będziesz musiał nas do tego zmusić.
      Rozległy się ogłuszające ryki i już miało dojść do walki, gdy za plecami Mohatu przez hałas przebił się ostry, donośny głos:
      - Dość.  
      Król obejrzał się za siebie i stanął twarzą w twarz z niebieskooką lwicą.

6 komentarzy:

  1. Nie wiem czy mnie pamiętasz, nazywam się Nyota i od czterech lat prowadzę bloga Życie Milele. W każdym razie ja Ciebie pamiętam bardzo dobrze, jak również Twoje blogi oraz to, jak zostawiałaś komentarze pod moimi postami. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy Shez poinformował mnie o Twoim powrocie. To wspaniałe, że mimo tylu lat "Król Lew" wciąż żyje w nas. Wróciłaś po tak długim czasie, a mimo tego napisałaś przepiękny rozdział - aż coś mnie ścisnęło za serce, gdy go czytałam. Czy to sprawka małej Uru, czy dobrotliwego Mohatu, a może powrotu do samych korzeni bajki czy też po prostu fakt, że napisałaś go Ty - cóż, tego się nie dowiem, ale jestem pewna, że kolejne rozdziały również tak mocno mnie poruszą. Pamiętam te czasy, gdy czytałam Twoje blogi i byłam nimi oczarowana, a teraz ponowne zderzenie z Twoją twórczością również wywołuje u mnie te same pozytywne emocje.
    Mam nadzieję, że na nowo odnajdziesz się w tej małej, acz wciąż pulsującej życiem społeczności i pozostaniesz w niej na dłużej.
    Życzę dużo szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż się łezka w oku kręci, gdy uświadamiam sobie, jak dawno to było. Cieszę się, że ktoś mnie pamięta i że czekał na mój powrót (tym bardziej, że ja również pamiętam Ciebie :)). Naprawdę miło jest słyszeć takie słowa.
      Dziękuję i również życzę szczęścia!

      Usuń
  2. Dokładnie pamiętam ten styl pisania. Przyjemnie się czytało Twoje dzieła za czasów jeszcze onetu, potem blogspota, kiedy to kontynuowałaś wspaniały blog zwany "Król Lew - dalsze losy". Ja sam miałem okazję z Tobą współpracować właśnie na tym blogu i to były piękne czasy. Teraz powróciłaś z niemalże genialną oryginalnością, bo ta tematyka o starszych dziejach jest po prostu rzadkością w dzisiejszych czasach, dlatego mega się cieszę.

    Życzę mega silnej wytrwałości, rozdział uważam za przepiękny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniale jest czytać, że komuś się to podoba i wprowadziłam coś niespotykanego do tej tematyki. Jak już mówiłam, mam teraz ogromną motywację, więc dziękuję z całego serca. :D

      Usuń
  3. Wiem , zacznę inaczej niż inni.. ale cóż... taka już jestem... Haley !! mordeczko ty moja :D jak dobrze zobaczyć że wróciłaś po tych kilku latach :) ciesze się że znowu będę mogła czytać twoje znakomite opowiadania :) nie nie przesładzam , naprawdę są świetne :) jeszcze tylko Nasi brakuje i Patki... wtedy ekipa byłaby razem :) na szczęście jesteśmy my :) Shez , Ty i Ja :D ... Kurcze ale radocha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło jest widzieć tutaj znajome twarze po tak długiej przerwie. :)

      Usuń

Obserwatorzy

Kto jest Twoją ulubioną postacią?